Rezerwat Skałki Piekło pod Niekłaniem. Z Warszawy to 1h40m jazdy, my zatrzymaliśmy się tu w drodze na weekend w Świętokrzyskiem, co wszystkim szczerze polecamy.
Bliżej Warszawy nie ma bodajże podobnej formacji skalnej. My zaparkowaliśmy koło tutejszego źródełka z pitną wodą, po czym szliśmy pół godziny drogą leśną do rezerwatu (Google Maps). Byłoby 20 minut, ale po drodze musieliśmy uratować 5 żuków, a dwóm rozdeptanym wyprawić pogrzeb. Skały wyłaniają się tu spośród bujnego lasu i trochę zapierają dech swoimi surrealistycznymi kształtami. Najwyższe z nich osiągają nawet 8 metrów Są tu jaskinie, szczeliny, grzyby, platformy i bramy. Wszystkie uformowane z żółtawych jurajskich piaskowców powstałych 200 milionów lat temu, jeszcze w czasach dinozaurów. Po okresie tworzenia skał nastąpiła ich powolna erozja, doprowadzając do obecnego stanu. W tutejszych szczelinach rośnie także paproć reliktowa z epoki polodowcowej.
Jest też legenda, bo przecież takie miejsca od zawsze silnie działają na ludzką wyobraźnię. Według lokalnych opowieści z rozkazu samego Lucyfera miały tu pokutować diabły za niewłaściwe wykonywanie swoich obowiązków. Podobno w środku nocy słychać tu diabelskie harce i huk przerzucanych przez więźniów kamieni. Nieszczęśników, którzy po zmroku przypadkiem zbłądzili w tych okolicach, diabły kierowały na bagna albo składały w krwawej ofierze. Dziś diabłów już chyba nie ma, ale pozostał nastrój niesamowitości, potęgowany przez otaczający las, w którym rosną majestatyczne 200-letnie dęby i sosny.
Rezerwat Skałki Piekło pod Niekłaniem jest niewielki, ale niesamowity. Gdyby naszym dziewczynom pozwolić, pewnie spędziłyby tu tydzień. My szliśmy z wózkiem, choć było dość ciężko. Potem zostawiliśmy go przy wejściu do rezerwatu. Całość zajęła nam 2h, resztę dnia spędziliśmy w oddalonym o 30 minut Szydłowcu, ale to już materiał na kolejny post.