Osiedle Przyjaźń, spacer po Bemowie. Osiedle Przyjaźń to malowany w pastelowe kolory, pełny zieleni zespół drewnianych baraków i domków wybudowanych dla radzieckich budowniczych Pałacu Kultury (Google Maps). Przez 3 lata służyły one i robotnikom, i inżynierom. Do pracy w Centrum dojeżdżali stąd koleją. Osiedle celowo powstało na ówczesnych peryferiach miasta, żeby zapobiec nadmiernej integracji Rosjan z Warszawiakami.
Dziś w większości budynków mieszczą się akademiki (jest klimat, wszędzie suszą się ręczniki i skarpetki, niedopalone papierosy dogorywają na puszkach po piwie). Sporo domków znajduje się w prywatnych rękach (sielsko, normalnie skandynawia). Jest też biblioteka, klub studencki czy sala zabaw. Smutne jest to, że skomplikowane relacje między odpowiedzialnymi instytucjami powodują postępujące zaniedbanie budynków. Na nasze szczęście teren jest wciąż otwarty dla spacerowiczów, bo poza Jazdowem nie ma bodajże podobnego miejsca w stolicy.
Chodziliśmy godzinę labiryntem wąskich ścieżek i geometryczne ułożonych uliczek. Zaglądaliśmy na ganki i w okna (co mogę powiedzieć, mamy naturę podglądaczy). Aż ciężko było uwierzyć, że kwartał dalej huczy Warszawa. Wszystko to i mnie, i S. bardzo pochłonęło. I tak jednak najwięcej czasu musieliśmy spędzić na parkingu przed Kolorado, ratując tutejsze kamyczki. Przed czym, nie wiem, ale było to szalenie ważne i nie wolno nam było przestawać ani zmniejszać tempa. Po tej ciężkiej pracy odpoczywaliśmy na stopniach tutejszej biblioteki. Młody za to 1026 razy zbiegł z pochylni dla wózków. Czyli popołudnie idealne.